Milenijna podróż

Dziesiejszy wieczór poświęcam notce o kolejnej ukończonej lekturze. Rok 1000. Milenijna podróż transkontynetalna została wydana w 2001, tuż po zgiełku związanym z rozpoczęciem trzeciego tysiąclecia. Jest to już/dopiero druga praca profesora Przemysława Urbańczyka, którą skonsumowałem. Ksiązkę czyta się lekko, łatwo i przyjemnie i ponad 220 stron da się przerobić w dwa robocze dni.
Dzieło, jak to wskazuje tytuł dotyczy roku tysięcznego i tzw. Zjazdu Gnieźnieńskiego. Autor słusznie zauważa, iż zasadnicza większość ludności Europy prawdopodobnie w ogóle nie była świadoma nastałej daty (a co za tym idzie, jej symbolicznego znaczenia). "Lud prosty" nazywał czas obserwując powtarzający się rocznie cykl wegetacyjny. Znaczący jest też fakt, iż kalendarzy dużej części elit nie liczono od daty narodzin Chrystusa a od np. hidżry czy wg systemu Anno Mundi. Następnie poruszone są takie tematy jak pogoda, zdrowie ludzi, system monetarny czy religie panujące na kontynencie. Kilka kolejnych rozdziałów przedstawia pozostałe (względem Zjazdu) wydarzenia na kontynencie.
Dopiero trzy ostatnie rozdziały przechodzą do sedna i skupiają się na wydarzeniach gnieźnieńskich. Choć stwierdzenie, iż to one są sednem książki jest o tyle przewrotne, iż prof. Urbańczyk ukazuje, iż Zjazd nie był, jak to przywykliśmy myśleć eventem na skalę europejską (czy też światową), a jedynie lokalnym. Autor burzy utrwalony mit jasno ukazując, iż wizyta Cesarza była częścią znacznie szerszego planu zdobycia przewagi nad swoim wschodnim Adwesarzem, a nie okazją do odwiedzenia ciała swojego przyjaciela i przy okazji wywyższenia Piastowskiego Władcy. Poruszony został też temat organizacji kościelnej ustalonej podczas Zjazdu i rola Radzima-Gaudentego w późniejszych losach kraju. Odrzucone zostały idee jakoby współczesną Unię Europejską można by porównać do wizji zjednoczonej Europy Ottona III.

Genaralnie książkę oceniam pozytwnie, dużo błyskotliwych wniosków, dobrze się ją czyta. Z jednym znaczącym "ale". Z jakichś niewyjaśnionych przyczyn prof. Urbańczyk stara się umniejszać geniusz Bolesława Chrobrego, co mi - "psu jego" - wyjątkowo rzuca się w oczy. Krytyka opiera się na pustych stwierdzeniach w stylu popularnonaukowym (np. Przekonani przez dziesięciolecia nacisków propagandowych nie chcemy pogodzić się z faktem, że to agresywna ekspansja militarna i aktywność misyjna polskiego władcy, prowadzona po roku 1000 właściwie we wszystkich kierunkach, zmusiła niemieckiego króla Henryka II do niezbyt udanych retorsji, uznanych za początek tysiącletniej nienawiści pomiędzy oboma narodami.) Tymczasem swoimi dalszymi wywodami autor dostarcza wniosków wprost przeciwnych, gdyż pokazuje, iż to właśnie pierwszy koronowany Władca Polski wyszedł górą ze spotkania z Cesarzem i to jego oraz jego państwo w dłużej perspektywie należy uznać za głównego beneficjenta milenijnego wydarzenia.

To właściwie jedyna rysa, ale dość istotna. I dlatego, choć polecam lekturę, to jeszcze bardziej zachęcam do przeczytania drugiej książki prof. Urbańczyka, którą miałem okazję czytać - Trudne Początki Polski - wydaje się dojrzalsza.

Rok 1000. Milenijna podróż transkontynetalna

Komentarze

Popularne posty